Bardzo wiele kobiet uważa, że ma małe libido. Owszem, lubią seks, ale rzadko same z siebie mają na niego ochotę, rzadko fantazjują. Często masturbują się szybko i tylko po to, by rozładować nagromadzone napięcie. Czy rzeczywiście kobiety mają mniejszy seksualny apetyt i potencjał niż mężczyźni? 

Czy znasz sytuację, w której poznajesz kogoś i na sam jego widok jesteś podniecona? Wystarczy, że znajdziecie się w jednym pomieszczeniu, a ty już masz ochotę na seks? Kiedy się nie widzicie – myślisz, fantazjujesz. Kiedy się widzicie – ciągle uprawiacie seks, nawet kilka razy dziennie. A potem, po jakimś szasie, zwykle po około 2 latach związku, ta ochota i rządza w Tobie, niezauważalnie wygasa? Jego zaloty nie robią już takiego wrażenia, jego ciało tak na Ciebie nie działa. I nie dotyczy to tylko partnera. Zauważasz, że Twoje libido zmalało, rzadko odczuwasz podniecenie, rzadziej fantazjujesz, dotykasz się. Podobnymi doświadczeniami mogą podzielić się z Tobą tysiące kobiet. 

Zazwyczaj szukają przyczyny w sobie. Stres, brak czasu, problemy zdrowotne i hormonalne. Czasem za winowajcę niskiego libido posądzany jest partner, bo za mało się stara, bo nie sprawia, że czujesz się pożądana. Czasem odpowiedzialności upatruje się w problemach pojawiających się w relacji, których w fazie zakochania nie było, lub których ważność była wówczas na ostatnim miejscu. Często jednak kobiety dochodzą do wniosku, że mają po prostu niskie libido, akceptują to inkorporując tę cechę do własnego obrazu Ja i uczą się z tym żyć. Paradoksalnie, idzie im to całkiem nieźle i najczęściej, do przyjrzenia się sytuacji skłania je narzekanie partnera.

Jest też inna możliwość. Libido nie znika zupełnie, jest w tle, niewielkie, ot wystarczające na odbycie 1-2 stosunków na kilka tygodni. Zbliżenia te są jednak schematyczne, szybkie i niewyszukane. Oboje partnerzy biegną do orgazmu jak rasowi lekkoatleci, lecz niewiele w tym akcie więzi, uważności, połączenia i poddania się pożądaniu. Sporo w nim napięcia w ciele, by orgazm osiągnąć. Jeżeli faktycznie wzmiankowane kontakty prowadzą u kobiety ostatecznie do orgazmu, uważane są one najczęściej za udane życie seksualne. Gorzej, a to zdecydowanie częstszy scenariusz, gdy tylko partner dobiega do mety. W każdym razie, seks jest, ale nie budzi intensywnych emocji, jest jakby przy okazji, bo wypada, bo trzeba, bo chce się pozbyć nieprzyjemnego napięcia. W tym scenariuszu kobieta również dochodzi do wniosku, że jej libido jest niewielkie i jest to po prostu część tego kim jest, jej indywidualnej urody. Do czasu. 

Najczęściej momentem przełomowym jest poznanie innego mężczyzny/kobiety. Nowa osoba ponownie rozbudza wewnętrzny żar, o którym dawno już się zapomniało. Często, jest to płaszczyzna odkrywania swojej seksualności na nowo, przekraczania granic, których nie spodziewało się nigdy przekroczyć. Ciągle myśli się o seksie, jest się gotowym na eksplorację: seks w różnych miejscach, seksowne filmy i zdjęcia wymieniane z partnerem, dzikości i intensywność zaczynają wypełniać seksualność jak nigdy przedtem. Jednakże przypisuje się tę zmianę osobie partnera. To on/ona mi to zrobiła, to jego zasługa, zaraził/ła mnie swoją energią, itd.

Jak w takim razie jest naprawdę? Czy seksualność kobiet faktycznie jest tak zależna od osoby partnera? Czy faktycznie kobiety mają mniejszy potencjał sekualny niż mężczyźni? Dlaczego powyższe scenariusze są tak powszechne? 

Najpierw fakty. Seksualność kobiet i mężczyzn faktycznie różni się od siebie pod wieloma względami. Główną różnicą, która ma największe implikacje, jest różnica w kluczu do tej seksualności, w specjalnym kodzie dostępu. Prosto i dosadnie opisała to Emily Nagosky w swojej książce „Ona ma siłę”, (która powinna być – na marginesie – obowiązkową pozycją dla każdej kobiety). Mężczyźni częściej podniecają się sami z siebie – myślą, fanatzją, widokiem atrakcyjnej osoby. Seksualność kobiet w znacznej większości działa na zasadzie reaktywności – czyli odpowiedzi – i to nie na pojedyńczy bodziec, a na cały kontekst bodźców. Co to znaczy? By kobieta mogła odczuwać podniecenie, przekłuć je w pożądanie i zamienić w ekspresję, potrzebuje znaleźć się w odpowiednim kontekście emocjonalno-relacyjno-środowiskowym. Zazwyczaj taki kontekst obejmuje: 

Biorąc pod uwagę powyższe, partner i to co i jak robi faktycznie ma tu bardzo duże znaczenie. Najprostszą ilustracją powyższego jest nastawienie wobec i rola gry wstępnej. W znakomitej większości traktowana po macoszemu, prowadzona nieśpiesznie i z należytym jej szacunkiem potrafi rozgrzać do czerwoności. Tajemnicą par z długim stażem i udanym życiem seksualnym jest natomiast – o tym przeczytasz w każdym poradniku seksuologicznym – fakt, że gra wstępna nie zaczyna się na pół godziny przed penetracją. Wytrawni kochankowie wiedzą, że gra wstępna to nie szybkie pieszczoty i wzajemny seks oralny. To taniec uwodzenia i budowania napięcia seksualnego, który rozpoczyna się czasem na wiele dni przed faktycznym stosunkiem.

Drugą, bardzo ważną różnicą w seksualności kobiet i mężczyzn, jest stosunek do niej. Często, seksualność kobiet naznaczona jest piętnem, brzemieniem przekazywanym dziewczynkom przez inne kobiety matki, babki, ciotki, mężczyzn z rodziny oraz przez kulturę. Dziewczynki wchodzą w życie często z przekonaniem, że ich naturalne odruchy są czymś złym, ich pragnienia i rządze powinny być ukryte, bo pozbawią je szczęścia lub miłości, albo że ich ciała traktowane są jak towar. Pełne zahamowań, wstydu, z wygnaną agresją i pożądaniem, przyjmują to co dostają od mężczyzn nie myśląc nawet, że mogą swoje potrzeby aktywnie wyrazić, walczyć o nie, czy wpełni eksplorować własną seksualność, która, gdy w pełni uwolniona, szczególnie dla mężczyzn, wydaje się być po prostu zagrażająca. W kulturze piękna i szczupłej sylwetki, same swoje ciała traktują przedmiotowo, kontaktując się z nimi tylko na chwilę, gdy trzeba je upiększyć, by wyrazić z nich niezadowolenie, by je ulepszyć, lub by odstawic je do lekarza. Seks i przyjemność, jeżeli istnieją, są wynikiem dużego napięcia w ciele, zablokowanego gardła i małej przestrzeni dla oddechu, niejako efektem ubocznym biegu po orgazm. 

Jak w takim razie zacząć odkrywanie własnej seksualności? Jak ponownie nawiązać relację z własnym ciałem i stać się kierownikiem własnego libido? Wbrew pozorom nie jest to takie trudne, aczkolwiek zmiana schematów, które rządzą naszym życiem od kilkunastu, kilkudziesięciu lat to zadanie na ciągłą pracę, a nie na jedno popołudnie na warsztatach rozwojowych. Liczy się tutaj regularna, czasem nawet codzienna praktyka. Można ją rozpocząć od wprowadzenia i utrzymywania następujących zmian:

1. Zwolnij.

Wprowadź do swoich kontaktów z ciałem więcej uważności i powolności. Zacznij od wyznaczenia sobie godziny raz w tygodniu, na balsamowanie swojego ciała, np. po kąpieli. Tym razem jednak zamknij drzwi od łazienki, wypraw partnera z dziećmi na spacer, włącz sobie ulubioną muzykę, albo rób to w ciszy. Rób to powoli, uważnie, powolnymi ruchami, każdą część ciała z osobna. W trakcie skupiaj się tylko na tym co robisz i na wrażeniach jakie odczuwasz w ciele, szczególnie tam gdzie dotykasz. Ekperymentuj z różnym rodzajem dotyku i sprawdzaj, jak to na Ciebie działa. Stopniowo zmieniaj części ciała i nie pomiń żadnego jego skrawka. Najczęściej pomijane są: pośladki, odbyt, perineum, krocze, biodra, ręce i dłonie, szyja, uszy. Bądź uważna na myśli i przekonania, które mogą wkraść się w taką praktykę, możesz wówczas delikatnie dać im znać, że je słyszysz i poprosić je by się odsunęły na czas tego dświadczenia. Pamiętaj, celem tej eksploracji jest zwiększenie czucia ciała. Przyjemność czy podniecenie, może ale nie musi się pojawić.

2. Bądź ciekawa

Znasz to powiedzenie, że mężczyzna x razy na godzinę myśli o seksie? Reaktywność seksualności kobiet wymaga dostarczania odpowiedniego kontekstu. Kontekst ten, jak wspomniano wyżej, jest bardziej skomplikowany niż męski, bo wieloczynnikowy, a świadome kierowanie uwagi na bodźce seksualne to jedna z ważnych jego składowych. Załóż sobie dziennik seksualny. Każdego dnia poświęć kilka-kilkanaście mnut – zależnie od potrzeb – by świadomie i uważnie przyglądać się światu, który Cię otacza. Szukaj w nim bodźców, które powszechnie uznawane są za seksualne, które mogłyby być podniecające. Patrz na nie, odkrywaj co w nich mogłoby podniecić Ciebie, konstruuj delikatne fantazje. Obrazy, mijający Cię ludzie, zachowania, zapachy. Nie opuszczaj niczego. I zapisuj wyniki. Im częściej będziesz zauważać takie bodźce, tym częściej zaczniesz o nich myśleć „sama z siebie”. Z czasem zauważysz, że dzieje się to automatycznie i że wypełnia Cię więcej pożądania nie przed wprowadzeniem tego ćwiczenia w życie.

3. Dotykaj się

Dla wielu kobiet masturbacja jest sposobem na upuszczenie napięcia. Najczęściej występujący schemat, to jak naszybszy sprint do orgazmu, któremu towarzyszy napinanie mięśni, co ma pomóc w jeszcze szybszym osiągnięciu finału. Najwyższy czas to zmienić. Masturbacja może być płaszczyzną głębokiego kontaktu z własnym ciałem i oddechem, jak medytacja. A wszystko to dzięki drobnym zmianom. Po pierwsze pozycja – wygodna, swobodna, taka, żebyś mogła, jeśli będziesz na to gotowa, na siebie patrzeć. Wersja dla zaawansowanych – usiądź przed lustrem. Nogi ułóż tak, by kolana kierowały się na zewnątrz, a uda były odwiedzione. Ta pozycja pozwoli Ci na swobodny dotyk całego obszaru krocza, ale także utrudni mimowolne zaciskanie ud i mieśni miednicy. Rozluźnij i wypuść brzuch. Nie śpiesz się i zacznij się dotykać. Cały czas, jak w ćwiczeniu pierwszym, skupiaj uwagę na wrażeniach i reakcjach ciała, eksperymentuj z różnym dotykiem. I oddychaj, do brzucha, tak jakbyś oddychała tym co czujesz, cokolwiek by to w danej chwili nie było. Dbaj, by przez cały czas nie napinać ciała, by było rozluźnione. Szukaj w tym przyjemności. Na początku możesz doświadczyć sporo trudności w osiągnięciu orgazmu. Oddychanie i rozluźnianie wydłuży fazę narastania napięcia. Tak ma być. Naucz się czuć przyjemność z ciała i cieszyć się nią. Naucz się ją mieścić w sobie. To dar. A gdy w końcu przyjdzie orgazm, zaskoczy Cię siłą i rozległością, głębokością, tym że nie ogranicza się on już tylko do krocza. Dla pogłębienia doświadczenia, możesz także wprowadzić wibracje do gardła, wydając w ten sposób dźwięk podczas wydechu. Połączenie uważności, rozluźnienia, oddychania uczuciami i doznaniami oraz rozluźnienie gardła, może jednak okazać się dla wielu zbyt głębokim doświadczeniem. Jednocześnie, nawet jeśli to się nie uda, dostarczy informacji na temat wielu blokad, zahamowań czy treści (części) wymagających uwagi, a nawet uzdrowienia.

4. Rozmawiaj

Jeśli jesteś w związku, odważ się by mówić partnerowi czego potrzebujesz. Jaki nastrój sprzyja, jaki rodzaj zalotów najbardziej Ci odpowiada, a kiedy jego podchody w ogóle nie trafiają. Powiedz mu o pieszczotach, jakie lubisz, ruchach które sprawiają Ci przyjemność. Nie bój się wspominać mu o tym (może jednak nie po raz pierwszy) także w trakcie zbliżenia. Pokaż mu. Powiedz mu to łagodnie i z troską, a są duże szanse, że przyjmie to z wdzięcznością i pewnym spokojem. Mężczyźni są bardzo wrażliwi na punkcie własnej seksualności, a raczej tego co uważają za przejaw sprawności seksualnej, więc jest prawdopodobne, że Twój mężczyzna nie przyjmie tego bez bólu. Pamiętaj jednak, że ich dyskomfort jest rozwojowy. Pomagasz im w ten sposób dojrzewać i umacniać się w roli mężczyzny, a nie chłopca, którego wartość zależy od porównań z innymi chłopcami i zachwytu kobiety. Wspólnie zadbajcie o to by wasz seks zaczynał się na klika dni przed faktycznym współżyciem. Sama myśl o nim, planuj, nie bójcie się umawiać na zbliżenie. Flirtujcie w smsach, wysyłajcie sobie fantazje, zdjęcia itp. budujcie napięcie. A gdy już nastąpi konsumpcja, nie śpieszczie się. Poprzedźcie penetracje głębokimi i uważnymi pieszczotami i eksploracją całego ciała. Jak pisał Alessandro Baricco – „tylko idiota uważa, że seks uprawia się dla orgazmu”

5. Odpuść sobie

To co zabija naturalną ekspresję i doświadczanie własnej seksualności to kontrola. Najczęściej przejawia się ona w formie wywierania na sobie presji przez tworzenie oczekiwań: zawsze ma się udać, ma się dziać codziennie, nie mogę odmówić, itd. Daj sobie pozwolenie i przestrzeń na to by nie mieć ochoty na seks. Nie jesteś przecież maszyną, masz też inne potrzeby, inne zainteresowania. Mimo wszystko, Twój apetyt seksualny bazuje na budowie i reaktywności Twojego układu nerwowego, a tego nie zmienisz. Przyjmij to, zaakceptuj, daj sobie do tego prawo. To też jest ok.

Z wieloma przekonaniami, stosunkiem do samej siebie i swojego ciała, a także ranami zbudowanymi wokół, lub zahaczającymi o Twoją seksualnością, bardzo trudno i mozolnie pracuje się samodzielnie. Nie bój się terapii, która w takich wypadkach potrafi szybko i skutecznie zająć się tym co utrudnia doświadczanie i ekspresję Twojej seksualności. Daj sobie czas i pozwolnienie na to by wybrać właściwego terapeutę. Wypróbuj kilku i zdecyduj się na tego, z którym czujesz się najbezpieczniej, najpewniej. Nie czekaj na właściwy moment. To co mija już nie wróci, nie odrobisz tego.